San Pedro de Atacama to mala malownicaz wioska tuz przy boliwijskiej granicy. Bardzo ¨gringos¨wioska. Jstesmy bardzo zmeczeni i niestety Jarek lapie jakiegos zoladkowego boliwiana - nie mozemy oposcic naszego hotelu.
Temperatura i pora roku zmienia sie w wiosne. Goraco, nie ma jednej chmurki, wieczorem po zachodzie slonca zimno.
Troche sie rono lenimy i potem za to placimy. Wypozyczamy rowery i deski zjazdowe i jedziemy w Death Valley of Atacama. Rowery super, odleglosc nie za wielka. Jarek juz powoli moze zyc kilka godzin bez klozetu.
Znajdujemy piaskowe wydmy wsrod skalno-solnych formacjii Death Valley. Pierwsze zjazdy na deskach po piasku nie udane. Goraco! Ciezko wdrapac sie na gore - parzy. Ale po trzeciej probie, po dobrym woskowaniu deski - zjezdzamy do konca. Frajda super! Jeszcze kilka razy sie bawimy - wiecej sukcesu. Tu nas wlasnie goraco zniszczylo. Trzeba z rana.
Jeszcze musimy zdecydowac, gdzie jedziemy jutro. Kupujemy bilety do La Sarena ( 17 godzin, la cama - to doprawdy dobra inwestycja). Wieczorem jeszcze zachod slonca w Moon Valley. Subcio formacje skalno-solne. Po Boliwii nie za wiele mamy tu do ogladania. Do Boliwii na pewno jeszcze wrocimy. Nie mamy czasu na pampe. Chile to juz jak Europa. Wszystko poukladane. Linie na szosach, broszurki o parkach, wiadomo ile wycieczka bedzie trwala, papier toaletowy w kibelkach i woda sie leje z kranu. Walka sie skonczyla, tylko kasa idzie szybciej z portfela.
Dolina Ksiezycowa, to doprawdy ksiezycowy krajobraz. Suche, bez zieleni formacje piaskowca pokryte sola przypominajaca snieg.
Ceny sie nam podniosly dramatycznie, standard troche tyz, wysokosc n.p.m. spadla, temperatura wzrosla okrutnie. Przelicznik na chilijskie peso makabryczny - 652=1$. Vino Tinto niewiele drozsze od wody.
MJP