Te dwa dni to ciezko opisac. Obled, widoki niebotyczne, kolory bajkowe. Warto bylo.
Lozka z betonu i blokow solnych . Ha, ale mamy swoje spiworki, humory i gwiazdy. Jest super!
Gdzies daleko burza - widac tylko blyski i gwiazdy. Nie slychac nic. Sam romantyzm. Trzeba spac szybko, bo pobodka o 4-tej rano. Znajac naszego kierowce i przewodnika - zartow nie ma. Trzeba zdazyc na wschod slonca na gejzerach. Temperatura spada do ponizej zera. Jestesmy na pustyni, ale bardzo wysoko ponad poziom morza. Ranek - wszystkie mozliwe warstwy na siebie.
Ciemno, ale juz w jeepie. Gdzies w dali swiatla tych co wystartowali wczesniej. Co jeszcze moze nas tu zaskoczyc.? A jednak! Gory o siedmiu kolorach - jak paleta malarska. Gejzery o brzasku dnia, przy smrodzie siarcznow i temp. nadal oscylujacej w granicach 0. Obled. Gorace zrodla i sniadanie. Jeszcze kilka wulkanow i granica Chile. Plaski teren, domeczek i szlaban. Mamy juz paszporty podsteplowane w Uyuni, wiec sie tylko przesiadamy do chilijskiego autobusiku. Granica gorsza niz przy wjezdzie do Boliwii - sprawdzanie plecakow. Co szukaja!? Dojezdzamy do San Pedro de Atacama. Ceny sie zmieniaja. Otoczenie tez.