Galapagos nas ciagle zaskakuje - wczoraj i dzis bylismy na jedwabiscie piaskowych plazach zagubionych wsrod czarnych skal lawy. Pelikany ubarwiaja turkusowe wody, a na czarnych kamieniach wygrzewaja sie czrne morskie legwany. Calkiem sie nie boja, kiwaja glowami i daja sie poglaskac plujac od czasu do czasu z nosa slona woda. Przezroczystosc wody troche zawieruszona piaskiem, ale mozna podgladac podwodne zycie do woli. Nawet rekinka mozna pociagnac z ogon - oczywiscie jak sie da. Plaze otoczone endemiczna roslinnoscia wygladaja jak nigdzie indziej. Ludzie to tez inny gatunek tu na Galapgos w porownaniu z Ekwadorem. Wreszcie nie traktuja nas jak gringo, ktorego trzeba oszukac i naciagnac. Byc moze dlatego, ze wszystko jest juz wystarczajaco naciagniete.
Zolwie mozna (te galapagowskie ogromne) spotkac na lakach, wsrod drzew, posrod krow, czy na polnej drodze. Na drodze nie mozna na niego trabic, bo sie schowa, przestraszy, a droga i tak zablokowana, ale na dluzej. To taka forma przetrzymywania endemicznego (oczywiscie) gatunku. Czlowiek nie moze go skrzywzic, bo endemiczny, a innych wrogow nie posiada.
Tak czy inaczej cudowne miejsce na ziemi. Pod woda w ¨top ten¨wychodzi na prowadzenie mimo nieprzjzystej, zimnej i czesto pradowej wody. Nieprzebrane ilosci exploracjii. Oczywiscie endemicznej!
Ahoj. Paski