Znow niemal cala noc w autobusie. Tym razem nie zupelinie I-sza klasa. Ale to Chile, to o.k. Hotel w historycznym budynku, o wysokosci pietra chyba 4 m. ponury budynek z oknami do ¨studni-podworka¨.
Miasteczko jest bardzo malownicze. Ciagle jeszcze istnieja i pracuja prymirywne wyciagi na okoliczne wzgorza. Powstaly one w 1882, a zmienily energie z pary na elektryke. Miasteczko (nawet przez UNESCO) ocenione jest jako warte zobaczenia. Snujemy sie caly dzien po pagorkach wsrod domkow przylepinych do wzgorz, waskich uliczek i portowego zamieszania. Jest to drugi port w Chile. Masteczko otwarte jest do oceanu, zielone i ukwiecone. Jest tu malo turystow. Niemniej ciagle jestesmy ostrzegani, by w niektore zakatki sie nie zapuszczac. I to przez miejscowych. Aparat, kamera moze zmienic wlasciciela. Jedzeniowa powtorka z odkryc ¨mariscas¨. Odjazd! Takich stworkow morskich jeszcze nie probowalismy. Wydobyte w tej minucie z przeroznych muszli (i nie tylko ) stworki polane mocno cytryna smakuja wysmienicie. Faworyt to pico rocco. Nadal jestesmy zdrowi! Ha! Muszelkowe stworki nie leza na lodzie. Sa tylko swieze i maja zbyt.
Niemniej miasta, to chyba nie nasza specjalnosc. A czeka nas jeszcze Santiago de Chile. Juz jutro.
MJP