Z Copacabana autobus nas wiozl przepiekna droga wzdluz jeziora Titicaca. Przeprawilismy sie przez nie promem. W dali osniezone szczyty gor, male wioski rozrzucone w gorach.
Niesamowita byla wysiadka z autobusu w La Paz. Smierdzaco, tloczno- podchodzi do nas trzech umundurowanych i chyba chce pomoc, a my: nie, nie. Slyszelismy o falszywej policji turystycznej w Boliwii, ktora pod pretekstem munduru wyciaga dokumenty i pieniadze (w skrajnych przypadkach konfiskujac je - bo falszywe)My, ze sami znjdziemy taxi. Odeszlismy kawalek, znalezlismy taxi. Jeden z nich podszedl do kierowcy, wypytall go i spisal numer. Ale numer.
Przedreptalismy La Paz wzdluz i w szerz. Troche zadyszki, bo wszystko jest pod gore, a miasto b. wysoko. Przez to jest to bardzo malownicze miasto. Down Town jest jak przystalo na dole. wszyscy tu handluja i wyglada, ze tylko z tego sie ta bieda utrzymuje. Jest tu doprawdy biednie i dlatego najlepiej sie trzymac centrum, a cennosci mocno przy sobie. Pojechalismy zwyklym, miejskim autobusem na jedna z gor, bo mial byc tam piekny widok. Zmiatalismy z tamtad szybko, jak sie da. Zebrak na zebraku. Wszystkie oczy na nas.
Musze konczyc. Lecimy znow na autobus. Jedziemy w nocy do Uyuni.
Do nastepnego, za kilka dni.
MJ